W Duszanbe wylądujemy w czwartek nieco po 3:00 nad ranem, mając w dodatku trzy godziny „w plecy” z powodu zmiany czasu. Nie będzie nam dane ich odespać. Czwartek musi nam wystarczyć na zrobienie zakupów na miesiąc oraz załatwienie formalności, gdyż prawdopodobnie już w nocy pojedziemy do Dżirgital, skąd w piątek helikopterem dotrzemy do bazy na Polanie Moskvina.
Jedziemy więc w ósemkę - podaję alfabetycznie:
- Ola Dzik (tak jakoś wyszło że "pani kierowniczka" całej imprezy)
- Marcin Kaczkan
- Marek Liwski
- Robert Róg
- Maciek Stańczak
- Dawid Stec
- Irek Waluga
- Szymek Wawrzuta
Współdziałać będziemy z drugą polską wyprawą, organizowaną przez KW Jastrzębie, w składzie (też alfabetycznie):
- Krzysiek Apanasewicz
- Arek Grządziel (kierownik)
- Marian Hudek
- Leszek Kopczyński
- Piotrek Lilla
- Andrzej Mandrysz
- Darek Mildner
- Zbyszek Sas
- Irek Wolanin
- Zbyszek Zimniewicz
Akcję górską przewidujemy na ok. miesiąc. Ostatni możliwy termin przelotu śmigłem z bazy do Dżirgital to 24.08. Jeśli wszystko pójdzie OK i będziemy w stanie, to może uda nam się zaoszczędzić schodząc trekkingiem, zamiast lecieć. Na zakończenie wyprawy mamy nadzieję na choć kilka dni beztroskiego włóczenia się po Tadżykistanie.
Wracamy 28.08 i tak naprawdę może się zdarzyć tak, że wieści od nas (nie licząc maila z Duszanbe, którego mam nadzieję zdążę wysłać) pojawią się dopiero kilka dni przed tym terminem, kiedy już będziemy w cywilizacji. Mamy nadzieję na wysyłanie maili, a nawet łączność przez telefon satelitarny z bazy. Ale... to przecież były ZSRR. Pamir to chyba jeden z ostatnich regionów górskich na świecie, w które jeździ się jak za dawnych czasów - nieraz rodzina czeka miesiąc i nie wie nawet, czy się żyje, czy nie. Podczas dwóch dotychczasowych wypraw, w których brałam udział, maile wysyłane (za ciężkie pieniądze) z bazy albo nie docierały wcale (nie wysłali...) albo po 3 tygodniach, kiedy już byliśmy na dole i wysłali d Polski smsy. Mamy nadzieję, że tym razem będzie inaczej i się uda (w końcu tam też wszystko idzie do przodu), ale tak tylko informuję, żeby nikt się nie martwił ciszą.
Ja natomiast – teraz nie ma co już tego ukrywać – jadę po „Trzeci Pazur” wspomnianego śnieżnego zwierzaka. Jeśli w tym roku Somoni łaskawie raczy puścić, to w 2009.. Inylczek.
To cele maksimum. Tak naprawdę jednak sukcesem będzie powrót wszystkich w komplecie, z wszystkimi palcami, nosami i szarymi komórkami :-)Zapraszam na stronę wyprawy: www.pamir2008.pl
Copyright © 2014 by gorskieblogi