Nareszcie. Całą plątaninę żelastwa, puchów, jedzenia i ogólnie wszystkiego, co potrzebne do przetrwania miesiąca w ałtajskich mrozach, udało się upchnąć do plecaków. Nie szkodzi, że w sumie większych niż ja. W Aerofłocie jest limit 25 kg, ale "trochę" się upchnie po kieszeniach i bedzie OK.
Już za chwilę wsiadam w pociąg do Gdańska. W pociągu będzie jeszcze ciepło i miło , ale przecież będę wiedzieć, że klamka już zapadła: Biełucha czeka. W Gdańsku spotkam się z chłopakami, po południu autobus do Kaliningradu, "menelowanie" przez niemal dobę na lotnisku i lot do Barnaul.
Syberia zimą... wilki... lawiny... grań trudniejsza niż Chan Tengri, no i bez poręczówek... szczeliny 200-metrowe... nawisy 40-metrowe... mrozy 60-stopniowe... Wszystkie historie grozy, zasłyszane od różnych osób, nabierają realności.
Dlaczego zawsze tak jest, że im bliżej wyjazdu, tym bardziej pomysł wydaje się szalony, absurdalny i budzący grozę? A z perspektywy paru miesięcy wcześniej był taki kuszący i wspaniały.
Na szczęście kiedy już przyjdzie co do czego i pociąg ruszy, kiedy później całe to nizinne życie stanie się układanką małych domków, widzianych z okna samolotu - wtedy znów wszystko jest tak jak ma być. Witaj przygodo!
Nie da się pogodzić jednego i drugiego, nie da się być tam i tu. Więc skoro trzeba wybierać, niech sobie "cywilizowane" życie biegnie swoim trybem i nam ucieka. My jedziemy znów marznąć i śmierdzieć w namiocie. Coś za coś.
Będzie co ma być. Zobaczymy.
Zapraszamy do śledzenia newsów z Belukha Winter Expedition 2010 na www.tienshan.pl.
KOMENTARZE
Kamil Tamiola 2010-01-28 23:11:22
Powodzenia! Bawcie się dobrze i uważajcie na siebie!
Pozdrawiam serdecznie,
Kamil