..
Pięć Pazurów

35 | 24733
 
 
2008-02-25
Odsłon: 812
 

Po długiej ciszy... Polish Pamir Expedition 2008

NIECO AKTUALNOSCI WYPRAWOWYCH
Przede wszystkim powiększyło się grono wspierających nasze przedsięwzięcie. Sponsoring sprzętowy zapowiedzieli Odlo, Viking oraz Warmpeace. Spore zniżki zaoferowały nam sklepy Himal Sport oraz Summit-Asolo.
Natomiast do patronów medialnych dołączyło kilka portali: Turnia.pl, Naszemiasto.pl oraz patron internetowy wyprawy Onet.pl.

Swoich rekomendacji udzieliły nam wielkie sławy polskiego himalaizmu: Piotr Pustelnik i Krzysztof Wielicki. Serdecznie im za to dziękujemy.

Wszystkich zainteresowanych bieżącymi wiadomościami na temat przygotowań do wyprawy zapraszam na stronę Polish Pamir Expedition 2008 www.pamir2008.pl.

Działa już także strona drugiej, współdziałającej z nami, polskiej grupy, udającej się w ten sam rejon w przybliżonych terminach: www.pamir2008expedition.pl.

W dniach 08-19.02 część spośród uczestników Polish Pamir Expedition udała się na przedwyprawowy wyjazd w Alpy francuskie. Zakończył się on pełnym sukcesem - pokonaniem trawersu Mont Blanc. Na ten moment zamieszczam krótką relację z wyjazdu, bardziej szczegółowo postaram się w miarę wolnego czasu napisać sama lub przytoczyć, kiedy już powstanie, artykuł kolegi.

ZIMOWY TRAWERS MONT BLANC - LUTY 2008

Do wyjazdu w Pamir pozostało jeszcze sporo czasu, lecz przygotowania idą pełną parą. Także przygotowania kondycyjne i techniczne. Z powodu obowiązków zawodowych nie udało się zorganizować wspólnego przedwyprawowego wyjazdu wszystkich uczestników i tej zimy członkowie "Polish Pamir Expedition 2008" doskonalą swe umiejętności w Alpach w kliku turach.
Pomiędzy 8 a 19 lutego b.r. w rejon Mont Blanc (4808 m n.p.m.) udał się trzyosobowy zespół, w skład którego weszli: Marcin Kaczkan, uczestnik spoza wyprawy Bartek Tofel (obaj KW Warszawa) oraz ja, reprezentując oczywiście KS Kandahar. Za cel postawiliśmy sobie trawers najwyższego z alpejskich czterotysięczników. Zaplanowaliśmy zdobycie Mont Blanc od strony francuskiej drogą przez Dôme du Goûter (4306m n.p.m.) , następnie zejście na drugą stronę góry, na przełęcz Col de la Brenva, dalej strawersowanie Mont Maudit oraz Mont Blanc du Tacul (4248m n.p.m.), wreszcie zejście na przełęcz Col du Midi i dalej Valle Blanche oraz lodowcem Mer de Glace z powrotem do Chamonix.

Po kilkunastogodzinnej podróży i noclegu w Chamonix, oczywiście w namiocie, po południu w niedzielę 9.02.wyruszyliśmy z Les Houches. Dzień był piękny i słoneczny; taka pogoda na szczęście miała utrzymać się do końca naszego pobytu. Pierwszego dnia zdążyliśmy podejść do górnej stacji wyciągów. Nazajutrz rozstaliśmy się z cywilizacją i kopiąc się w twardym śniegu po kolana przebrnęliśmy przez zasypany tor kolejki, a następnie dotarliśmy nieco poniżej schroniska Tete Rousse. Kolejnego dnia pokonaliśmy kruche skałki, a następnie Kuluar Goûter. Asekuracja w nim była raczej iluzją, jednak my przeżyliśmy; natomiast takiego szczęścia nie miał aparat fotograficzny Bartka - widzieliśmy tylko jak odbijał się od skał i lodu, po czym zniknął gdzieś w szczelinach lodowca poniżej Tete Rousse. W drugim, moim aparacie baterie nie wytrzymały mrozu, tak więc o jakichkolwiek zdjęciach mogliśmy zapomnieć.

Wieczorem wykończeni dotarliśmy do nieczynnego, lecz otwartego, schroniska Goûter, w którym dla uzyskania aklimatyzacji postanowiliśmy spędzić dwie noce. Podczas "dnia odpoczynku", który w rzeczywistości okazał się pełen przygód, wynieśliśmy depozyt do schronu Vallot, zaś nazajutrz po wyniesieniu do Vallota reszty bagaży, ulokowaliśmy się tam na noc. Ze względu na zimno rozbiliśmy namiot wewnątrz metalowej "puszki" schroniska. W mroźny i wietrzny poranek 15.02 bez problemów osiągnęliśmy szczyt Blanca, udokumentowaliśmy ten fakt jedynym dostępnym środkiem technicznym - komórką - i już wczesnym popołudniem byliśmy po drugiej stronie góry, w ostatnim miejscu, umożliwiającym rozbicie namiotu, na przełęczy Col de la Brenva.

Stamtąd nazajutrz rozpoczęliśmy trawers Mont Maudit - Przeklętej Góry, którą to nazwę, jak mieliśmy się przekonać, nadano jej nieprzypadkowo. Okazało się, że ta strona szczytu, której patrząc z oddali najbardziej się obawialiśmy, była miła przechadzka w porównaniu z tym, co czekało za granią. Ok. 100 m zejścia, brak możliwości sensownej asekuracji, do tego 25-kilogramowe plecaki - to było zdecydowanie emocjonujące. Podobnie jak późniejsze kluczenie wśród stromych seraków, zaś po zejściu na przełęcz oraz podejściu na Mont Blanc du Tacul szukanie z niego zejścia i znów kluczenie między serakami. Tutaj niemałe są zasługi Marcina i jego "kobiecej intuicji".

Wreszcie w niedzielę 17.02 po noclegu na Col du Midi, już w cywilizacji, u stóp schroniska, a następnie mozolnym dreptaniu wśród narciarzy, szusujących Valle Blanche oraz lodowcem Mer de Glace, wreszcie po zafundowaniu sobie drogiej przyjemności zjazdu tramwajem, powróciliśmy do Chamonix. Tam już wizyta w markecie i pierwszy niezamrożony na kamień posiłek, zaś na poniedziałkowy obiad, dzięki umiejętnościom Marcina jako kierowcy, byliśmy już w Polsce.

Podsumowując krótko, wyjazd był bardzo udany pod każdym względem. Pokazał też, że Alpy, choć niższe od Pamiru, w zimie potrafią pokazać pazurki i dać się nieźle we znaki. Nawet jeśli latem jest to PD+.


 
 
KOMENTARZE
 
Nick *:
 k
Twoja opinia *:
 
ZAPISZ
 
... 2008-02-26 13:13:11
moze niewiele zdjec ocalalo wam z wyjazdu, ale ta ktora jest na blogu jest genialna. super pogoda, snieg, góry. az by chcialo sie tam byc z wami
Michał Karwacki 2008-02-26 12:13:31
Po pierwsze ciesze się że wszystko idzie jak po maśle, to dobry prognostyk i mam nadzieję, że ten trend utrzyma się aż do szczęśliwego finiszu:) Wielkie dzięki za info praktyczne to bezcenne informacje i napewno sporo osób skorzysta z tego wpisu - świetny blog, świetna ekipa trzymam za was kciuki i czekam na kolejne wpisy
2008-02-25 20:28:44
wpisy rzadkie ale zacne


Archiwum wpisów
 

Pn

Wt

Sr

Czw

Pt

So

Nd